Letni obóz Towarzystwa Gimnastycznego Sokół w Lublinie odbył się okresie od 16 do 30 lipca w Bieszczadach, część kolonijna umieszczona została w ośrodku wypoczynkowym „Piotrowa Polana” w Wetlinie, zaś chłopcy z Polowej Drużyny Sokolej biwakowali w okolicach Łupkowa. Pogoda w tym roku nie rozpieszczała, tylko jeden dzień pobytu lubelskich Sokołów w Bieszczadach obył się bez deszczu, jednak mimo niesprzyjającej aury zamiast planowanych trzech wycieczek w góry udało się przeprowadzić aż cztery i tylko podczas jednej pogoda w jakiejś mierze popsuła wędrówkę.

Młodzi Sokoli weszli na Smerek, Jawornik i Tarnicę, skąd podziwiali piękno Bieszczadów, podczas wyprawy na Połoninę Wetlińską niestety widoków podziwiać się nie dało, ale ochotnicy, którzy wybrali się na tę górską przechadzkę, mieli pełną świadomość, że pogoda może spłatać figla. Do wejścia na Hasiakową Skałę jeszcze wszystko było w miarę w porządku, lecz po opuszczeniu schroniska PTTK (najwyżej położonego w schroniska w Bieszczadach) o sympatycznej nazwie „Chatka Puchatka” rozpoczął się marsz w chmurach. Przez całą połoninę dzieci wraz z opiekunami maszerowały w błocie, dopiero mniej więcej w połowie zejścia z Przełęczy Orłowicza przestało padać, zaś tuż przed dotarciem do Wetliny pojawiło się słońce. Uczestnicy tej wyprawy wykazali się wielkim hartem ducha i ciała, ubłoceni praktycznie od stóp do głów z uśmiechem wracali do „Piotrowej Polany”.

Połonina Wetlińska

W dni, podczas których nie było ani górskich wycieczek, ani wspólnych zajęć grupy kolonijnej z Polową Drużyną Sokolą, uczestnicy obozu spędzali czas na grze w badmintona i siatkówkę, mieli do dyspozycji ściankę wspinaczkową oraz polową strzelnicę; zostały też przygotowane dla nich zajęcia paintballowe polegające na tym, że chłopcy i dziewczęta mieli za zadanie w biegu zestrzelić jak najwięcej baloników zawieszonych na drzewie. Do ulubionych zajęc dzieci z części kolonijnej należało również pluskanie się w górskiej rzeczce Wetlince, i wpadającym do niej potoku, główną atrakcją było wchodzenie tam pod spadający z dwu i półmetrowej wysokości wodospad.
Dzieci miały też okazję obejrzeć kilka filmów pochodzących z edukacyjnego zestawu "Z archiwum IPN" oraz film "Honor generała" poświęcony gen. Stanisławowi Sosabowskiemu, Sokołowi z kresowego Stanisławowa, twórcy 1 Samodzielnej Brygady Spadochronowej.

wodospad
  strzelnica

 

 

 

 

 
Polowa Drużyna Sokola miała zupełnie inny rodzaj zajęć, dwudziestu chłopców mieszkało przez dwa tygodnie w obozowisku pozbawionym ciepłej wody i elektryczności. Chłopcy i ich opiekunowie myli się i prali swe ubrania w górskim potoku; gdy grupa kolonijna jadła posiłki w stołówce przygotowywane przez sympatyczne panie kucharki w stołówce, tu posiłki był gotowane na kuchni polowej. Bartek, trzynastoletni uczestnik obozu i szef jednego z zastępów, tak relacjonuje dwudniową wyprawę PDS na Balnicę: „We wtorek, 19 lipca, rozpoczęliśmy dwudniową wycieczkę pieszą do Balnicy. Uprzątnęliśmy obóz, spakowaliśmy niezbędny ekwipunek i po wydaniu prowiantu oraz namiotów wyruszyliśmy około godziny dziesiątej trzydzieści. Szliśmy niebieskim szlakiem. Po dwóch godzinach marszu zboczyliśmy z niego i idąc na przełaj zdobyliśmy Głęboki Wierch. Stamtąd wymaszerowaliśmy na południowy wschód czerwonym szlakiem granicznym. Dłuższą przerwę obiadową urządziliśmy sobie na Wysokim Groniu. Ostatni odcinek drogi nie był szczególnie trudny do przejścia, ale część naszych kolegów nie nawykła do długich marszów w górach była wyraźnie zmęczona, na dodatek kończyły się zbyt pochopnie zużyte zapasy wody. Silniejsi podzielili między siebie ekwipunek bardziej zmęczonych kolegów. Zagęściliśmy postoje, odpoczywaliśmy w zasadzie po każdym podejściu. Przerwy w marszu poza możliwością częściowej regeneracji sił miały dodatkowy atut, mianowicie pozwalały dokładnie obejrzeć piękno gór które nas otaczały. Zaś o wartości historycznej tych terenów niech świadczy to, że przed Rydoszową prawie każdy z nas potknął się o leżący na ziemi kawałek metalu. Wprawne oko dh. Wichra zamykającego kolumnę rozpoznało w tej zardzewiałej blaszce magazynek od erkaemu. Na stopce była wybita data produkcji 1916. Skoro na uczęszczanym szlaku można potknąć się o zabytkową broń, to co można znaleźć w miejscach, w których ludzi nie ma? Do bazy namiotowej w Balnicy doszliśmy około godziny dziewiętnastej. Po rozbiciu namiotów urządziliśmy sobie krótkie ognisko do kolacji.

 

w las
 w las
 w las

Następnego dnia nie spieszyliśmy się zbytnio z wymarszem. Wyruszyliśmy około jedenastej. Trasa naszego marszu wiodła żółtym szlakiem. W połowie drogi między bazą namiotową a Maniowem natrafiliśmy na piękną kaplicę, leżącą nad potokiem i źródełkiem, z czego skorzystaliśmy napełniając butelki i manierki. Po kilku kilometrach wędrówki stanęliśmy przed wyborem: mogliśmy iść szosą lub przedzierać się przez krzaki wzdłuż dawnych torów kolejowych. Oczywiście, żeby nie było tak wspaniale, prowadzący druh Prezes wybrał tory. Marsz tymi torami po pierwsze był ćwiczeniem marszu w trudnych warunkach, po drugie treningiem dyscypliny wobec dowódcy, a po trzecie okazją do zahartowania charakteru. Wiedzieliśmy że idziemy równolegle do kilkakrotnie prostszej drogi, a mimo to męczymy się tutaj, gdzie jest mokro, zimno i gdzie wysoka trawa kłuje w twarz. Bo nie zawsze łatwiej znaczy lepiej. Wiedzieliśmy o tym doskonale, ale mimo to narzekaliśmy. Po jakimś czasie przestaliśmy narzekać. Zaczęliśmy śpiewać. Zaczęło się od pojedynczych przyśpiewek, skończyło na tym, że kiedy w Woli Michowej złapała nas burza, którą przeczekaliśmy w tamtejszym sklepie, byliśmy już w stanie maszerować równo do jednej z sześciu piosenek, które na okrągło katowaliśmy. Do naszego obozu w Starym Łupkowie wmaszerowaliśmy w szyku, z pieśnią na ustach. Zmęczeni ale szczęśliwi.”

 w las
 w las

Opis pozostałych zajęć Polowej Drużyny Sokolej również pozostawiamy temu samemu młodemu autorowi: „Cztery dni obozu Polowej Drużyny Sokolej były poświęcone na stacjonarne szkolenie taktyczne i survivalowe. Poniżej postaram się opisać na czym one polegały, mając nadzieję że niniejszym opisem zachęcę do przyjazdu na przyszłoroczny obóz szerszą rzeszę uczestników. Rankiem pierwszego dnia zostało przeprowadzone zapoznanie z zasadami bezpiecznego użycia markerów paintballowych oraz szkolenie przeciwchemiczne, prowadzone przez naszych kolegów. Szkolenie przeciwchemiczne dotyczyło prawidłowego zakładania masek przeciwgazowych oraz użycia pakietu przeciwchemicznego. Następnie odbył się instruktaż zakładania kompletnego stroju przeciwchemicznego typu OP-1. Autora niniejszego sprawozdania został wyznaczony na osobę mającą zaprezentować fachowe wchodzenie w gumowy worek. Dla potwierdzenia szczelności stroju wszedłem do potoku przepływającego wzdłuż granicy naszego obozowiska. Oczywiście bezzwłocznie i bezlitośnie zostałem ostrzelany z paintballa przez jednego z instruktorów. Po zakończeniu części teoretycznej każdy przećwiczył zakładanie i zdejmowanie maski przeciwgazowej. Osoby, które twierdziły, że oddycha się w niej tak samo jak bez niej, i że nie rozumieją, czemu niby ćwiczenia w maskach są bardziej męczące, miały możliwość przebiegnięcia się w nich wokół placu apelowego. Zazwyczaj dzielni ochotnicy zmieniali zdanie przy trzecim kółku.

potok
 obozowisko
 obozowisko


Po południu przeprowadziłem zajęcia łucznicze. Drugi dzień rozpoczęły zajęcia survivalowe. Uczyły one zdobywania wody, pożywienia, nawigacji oraz tropienia zwierzyny. Następnie zostały przedstawione podstawy musztry oraz taktyki. Przećwiczyliśmy także (na razie bez amunicji) kilka scenariuszy paintballowych. Po południu w ruch poszły markery. Przećwiczyliśmy szturm wzgórza oraz tworzenie zasadzki na drodze. Cały trzeci i czwarty dzień ćwiczeń zostały poświęcone musztrze i rozgrywkom paintballowym, przećwiczyliśmy atak na wzgórze, ochronę VIP-a oraz szturm na ambonę. Niestety nie obyło się bez urazów. Ostatniego dnia naszych zmagań jeden z kolegów z poświęceniem rzucając się na pomoc związanym walką kolegom wpadł w dziurę, zrobił dwa malownicze fikołki wokół własnej osi i został wykluczony z dalszych działań ze względu na skręconą kostkę. Na zakończenie dodam, iż mam nadzieję, że te cztery dni manewrów, mimo tego, że nie wykorzystane w pełni ze względu na warunki pogodowe (dwa ostatnie popołudnia mocno padało i zrezygnowaliśmy ze strzelania) sprawiły większości uczestników wiele radości, zahartowały nasze ciała i umysły oraz przygotowały nas wzorem przedwojennych Sokołów do zbrojnej pomocy ojczyźnie w razie zagrożenia.”

luk

paint

 

Obie grupy: kolonijna i survivalowa odbywały także zajęcia wspólne. W niedziele na poranną mszę świętą do Wetliny przyjeżdżali chłopcy z PDS, po mszy następowały różnego zawody sportowe składające się na obozową olimpiadę z przerwą na wspólny obiad zakończone wspólną kolacją. Rywalizowano w turniejach zapaśniczym, siatkarskim, tenisa stołowego, pojedynkowano się na na kije wzorem potyczek Robin Hooda i jego towarzyszy, przeprowadzone zostały zawody wspinaczkowe, strzeleckie z łuku i broni pneumatycznej, a także rozegrany został wielobój piłkarski.

 


wspin
 walka
 strz
 zapasy

pilka
  

Wspólna była również wycieczka autokarowa, w trakcie której odwiedziliśmy klasztor sióstr nazaretanek, który był ostatnim miejscem internowania prymasa Wyszyńskiego przez komunistów. Ów wielki kapłan i Polak stworzył tam tekst Ślubów Jasnogórskich Narodu Polskiego. W klasztornej kaplicy uczestnicy obozu wysłuchali pięknego przemówienia jednej z zakonnic oraz zmówili modlitwę w intencji beatyfikacji ks. prymasa. Innym ważnym punktem wycieczki był Baligród, gdzie pod pomnikiem ofiar UPA   młodzież zapaliła znicze i odmówiła modlitwę w intencji wszystkich ofiar mordów dokonanych przez ukraińskich nacjonalistów na polskich Kresach. Innym ciekawym miejscem , które odwiedzono był ruiny klasztoru oo. karmelitów w Zagórzu.

wycieczka
 klasztor
 wycieczka

Wspólny dla wszystkich lubelskich Sokołów przebywających w drugiej połowie lipca w Bieszczadach był również bieg na orientację, podczas którego uczestnicy nie tylko musieli wykazać się zdolnościami w posługiwaniu się mapą i kompasem, ale też mieli do wykonania szereg zadań sprawnościowych, jak wdrapanie się po linie na drzewo, szybkie rozpalenie ogniska, a także wzięli udział w quizie, mającym na celu sprawdzenie, co zostało zapamiętane z autokarowej wycieczki. Bieg, podczas którego grupa kolonijna odwiedziła obozowisko Polowej Drużyny Sokolej, został zakończony wspólnym ogniskiem, odbyło się tam wręczenie breloków z napisem „Nie wstydzę się Jezusa” otrzymanych w ramach ogólnopolskiej akcji promującej aktywne świadectwo młodych katolików o swej wierze, jak również wręczono chłopcom przygotowującym obozowisko przed przybyciem kolegów książki ufundowane przez wydawnictwo Warbook.

bieg

bieg
  

 

_____________________________________

RELACJE FILMOWE Z OBOZU
_____________________________________

    

 

Jedynym punktem obozu, który nie został przeprowadzony zgodnie z planem, była leśna gra terenowa: jeden z zastępów z powodu splotu różnych okoliczności ekspresowo i praktycznie bez rywalizacji pokonał swych przeciwników. Można też powiedzieć, że wspólny dla części kolonijnej i biwakowej był początek i koniec każdego dnia, mimo że wówczas obie grupy przebywały oddalone od siebie. Każdy dzień był rozpoczynany i kończony wspólną modlitwą podczas której rano odśpiewywano „Kiedy ranne wstają zorze”, zaś wieczorem „Apel jasnogórski”. Po raz kolejny obóz lubelskiego Sokoła udowodnił, że dzieci i młodzież mogą czas na wakacjach wesoło i pożytecznie, hartując ciało i kształcąc charaktery.

Dzięki stałej pomocy Instytutu Edukacji Narodowej, który od początku naszych akcji letnich promuje naszą działalność oraz dzięki świeżo pozyskanemu patronatowi Rebelya.pl

na obozie pojawiła się grupa dzieci i młodzieży, która do tej pory nie miała kontaktu z naszą organizacją. Za wsparcie medialne obu instytucjom serdecznie dziękujemy.

 

sokol




(niniejsza relacja ukaże się w 38 numerze kwartalnika Cywilizacja wydawanego przez Fundację Servire Veritati Instytut Edukacji Narodowej)

GALERIA ZDJĘĆ Z LETNIEGO OBOZU LUBELSKIEGO SOKOŁA 

Zdjęcia w wysokiej rozdzielczości