Druga połowa lipca to już od prawie dziesięciu lat czas, w którym odbywają się letnie obozy dla dzieci i młodzieży organizowane przez Towarzystwo Gimnastyczne „Sokół” w Lublinie. Co roku na łamach Cywilizacji prezentujemy naszym Czytelnikom relację z akcji wakacyjnej organizowanej pod patronatem programu „Młodzi z charakterem”. Tym razem, dzięki pomocy działaczy narodowych z Podhala, lubelskie Sokoły wylądowały w Tatrach: część kolonijna obozu mieściła się w Kościelisku – Kirach w malowniczo położonym ośrodku Biathlonowego Klubu Sportowego Wojsko Polskie, zaś Polowa Drużyna Sokola swe obozowisko rozbiła kilka kilometrów dalej, na polance położonej nad Czarnym Dunajcem.
Na uczestników obozu czekało moc atrakcji: już nazajutrz po przyjeździe do Kościeliska dla rozruszania grupa kolonijna wybrała się do Doliny Kościeliskiej. Po przejściu całej doliny silniejsza grupa kolonistów doszła do Smerczyńskiego Stawu, a wracając przeszła przez jaskinię Smocza Jama. Podczas dwóch kolejnych dni grupa kolonijna udawała się do obozu PDS, na zajęcia paintballowe; najpierw wzięli w nich udział młodsi chłopcy, a następnie dziewczęta uczestniczyły w „bitwie” przeciw chłopcom z PDS, tu należy dodać, że do namiotów Polowej Drużyny Sokolej doszły one skrótami, pokonując Czarny Dunajec „pieszo”, przez bród.
W tradycji sokolich obozów niedziele to dni, podczas których rozgrywana jest sokola olimpiada oraz mają miejsce wspólne ogniska. Zanim rozpoczęły się zawody, wszyscy koloniści i obozowicze uczestniczyli we Mszy Św., w kościele parafialnym w Kościelisku. Ku naszemu zaskoczeniu kaznodzieją był ks. R. Halwa, redaktor naczelny miesięcznika Moja Rodzina prowadzący portal Prawy.pl. Po powrocie z kościoła i zjedzeniu obiadu odbyły się rozgrywki w następujących dyscyplinach: strzelanie z broni pneumatycznej (2 kategorie – z podpórką i bez), strzelanie z łuku do celu (łuk ciężki i łuk lekki), wyścigi na rolkach, piłka nożna, siłowanie na rękę, badminton, rzut oszczepem do celu, rzut oszczepem na odległość, szachy, warcaby. Później przyszedł czas na ognisko, na którym pojawili się szczególni goście: znany popularyzator dziejów konspiracji antykomunistycznej po II wojnie światowej, L. Żebrowski oraz J. Buz, prezes Związku Polskiego Spisza. W pogadankę Żebrowskiego o „żołnierzach wyklętych” wprowadził jeżdżący z lubelskim Sokołem na wakacje już od 6 lat młody pieśniarz, wrocławianin A. Kamiński, który wykonał dwa swoje utwory poświęcone żołnierzom podziemia antykomunistycznego i Brygadzie Świętokrzyskiej Narodowych Sił Zbrojnych. Sokoli dowiedzieli się od Żebrowskiego o powodach, dla których niemała część konspiracyjnego wojska walczącego wcześniej z niemieckim okupantem nie mogła złożyć broni i zmuszona była do kontynuowania walki tym razem z reżimem zainstalowanym w Polsce z sowieckiego nadania. Buz w barwny sposób przedstawił dzieje polskiego Spisza, opowiadał o pięknie swej małej ojczyzny.
Kolejny dzień obozu to leśna gra terenowa, podczas której rywalizowały cztery drużyny walczące o zdobycie jak największej ilości proporców przeciwników, W zrelacjonowaniu tej gry posłużymy opisem członka z jednej drużyn:
„Gra terenowa… walczyliśmy o sztandary… do ostatniego tchu… mieliśmy wielki teren do obrony… obroniliśmy 5 sztandarów… zaatakowaliśmy… zdobyliśmy 2 sztandary…, lecz byli ci, co mieli ich więcej…
Przejdźmy do szczegółów:
Były cztery drużyny po jedenaście osób i 5 baz po jednym sztandarze.
Każda baza mogła mieć po dwa sztandary (jeden zdobyczny i jeden do obrony).
Wymiary bazy wynosiły 5x5 metrów.
Gra rozpoczęła się o godz. 10.00, a zakończyła o godz. 16.30.
Każde 5 baz było rozmieszczone na terenie jednej drużyny, na którym musiała bronić własnych baz.
Były cztery oznaczone tereny.
Tam, gdzie wszystkie cztery obszary drużyn stykały się, wyznaczono „więzienie”.
Trafić do „więzienia” można było wtedy, gdy próbując zdobyć sztandar zostało się złapanym na nie swoim terenie przez osobę, która go broniła.
Złapany szedł do „więzienia” na 15 min.
Gra była naprawdę ekscytująca, podczas jej trwania cały czas towarzyszyły nam emocje”.
Kolejny dzień obozu to wyprawa na wspinaczkę skałkową. Uczestnicy kolonii zostali podzieleni na cztery grupy, z których każda kolejno udawała się do wejścia Doliny Lejowej, gdzie czekali na nich instruktorzy wraz z kilkoma chłopcami z Polowej Drużyny Sokolej służącymi pomocą swym kolegom i koleżankom z kolonii.
Po bardzo intensywnym pierwszym tygodniu obozu trzeba było nieco odpocząć od wysiłku fizycznego, ów odpoczynek nie oznaczał wcale „nic nierobienia”, bowiem wszyscy uczestnicy obozu udali się na wycieczkę, której celem były zamki położone nad zalewem czorsztyńskim utworzonym na Dunajcu. Zwiedzanie dawnego pogranicza polsko-węgierskiego rozpoczęło się od rejsu statkiem wycieczkowym z Niedzicy do Czorsztyna, z którego można było podziwiać piękną panoramę Tatr i Pienin. Z czorsztyńskiej przystani udaliśmy się na zamek, zwiedziliśmy dostępne dla turystów miejsca, obejrzeliśmy ekspozycje archeologiczne, a także bogato ilustrowaną wystawę prezentującą historię zamku oraz dokumentującą budowę tamy i zbiornika, podziwialiśmy też widoki z zamkowych murów. Powróciliśmy tą samą drogą, czyli statkiem wycieczkowym do Niedzicy i od razu po zejściu na ląd udaliśmy się do zamku niedzickiego. Tutaj zwiedzanie odbywało się z panią przewodnik, która oprowadzając nas po zamkowych wnętrzach przedstawiła dzieje zamku i rodzin nim władających oraz opowiedziała kilka legend z nim związanych. Po zakończonym zwiedzaniu udaliśmy się w drogę powrotną do Kościeliska, zatrzymując się w Dębnie, gdzie odwiedziliśmy przepiękny drewniany kościółek, wybudowany w XIV w., w którym po modlitwie mogliśmy usłyszeć wiele ciekawych informacji o jego budowie, polichromiach etc.
Następnego dnia czekała nas piesza wędrówka w góry, starsi i silniejsi uczestnicy kolonii mieli udać się na Giewont, ale do tego celu wyprawy zniechęciła prawie dwugodzinna kolejka przy podejściu na sam szczyt, zatem korzystając z wiedzy przewodnika wysokogórskiego, grupa poszła na obszar, skąd rozciągała się przepiękna panorama Tatr. Młodsi koloniści powędrowali Doliną Lejową na polanę, z której zeszli do Koliny Kościeliskiej; stamtąd zboczyli na szlak, gdzie znajdowała się mierząca ponad pół kilometra Jaskinia Mroźna.
Na dzień przed biegiem na orientację miały miejsce zajęcia z terenoznawstwa, posługiwania się mapą i kompasem oraz inne zabawy w ośrodku biathlonowym. Warto dodać, że w wolnych chwilach przez cały czas trwania obozu dzieci i młodzież bardzo ochoczo korzystały z trampoliny, grały w gry planszowe, strzelały z broni pneumatycznej, grały w piłkę nożną i siatkówkę, brały udział także w przeróżnych zabawach, w których uczestnicy ujawniali moc swoich talentów, ich efektem były wybuchające nieustannie salwy śmiechu. Pamiątką z tych zajęć jest bardzo pokaźna kolekcja karykatur obozowej kadry.
Kolejna obozowa sobota to bieg na orientację, podczas którego trzeba było wykazać się nie tylko umiejętnością odnajdywania ukrytych w lesie punktów, ale też należało wykonać szereg zadań, takich jak: strzelanie z łuku i wiatrówki, rzut szyszką do celu, czy też odpowiedzieć na pytania związane z ogniskowymi pogadankami gości oraz podzielić się wiedzą uzyskaną podczas wycieczek.
W drugą niedzielę obozu na Mszę Św. lubelscy Sokoli udali się do kaplicy. Po mszy i obiedzie zostały rozegrane kolejne konkurencje obozowej olimpiady. Dzień ten zakończyło ognisko, na którym gościli członkowie Zarządu Głównego Związku Towarzystw Gimnastycznych „Sokół” w Polsce. Następny dzień był najbardziej upalnym dniem obozu, dlatego wszystkie zajęcia miały miejsce na terenie ośrodka. Dla ochłody rozegrano mecz siatkówki, w którym zamiast piłki odbijano napełnione wodą balony. Bardzo szybko owa rywalizacja przerodziła się w swoisty lany poniedziałek. Następnie korzystając z uprzejmości kierownictwa ośrodka, trenerów i zawodników trenujących biathlon, dzieci i młodzież mogły postrzelać z kbks oraz uczestniczyć w mini-sztafecie biathlonowej.
W ostatni dzień obozu przyszedł czas na zakup pamiątek, ale by wyprawa po nie nie była pozbawiona elementu rekreacji, młodzież sokola udała się pieszo z ośrodka na Gubałówkę, z której planowane było zejście do Zakopanego. Niestety, o ile samo dojście na Gubałówkę nie stanowiło problemu, to ulewa uniemożliwiła dotarcie do Zakopanego na własnych nogach, zatem skorzystano z kolejki. Ten dzień zakończyło pożegnalne ognisko połączone z ogłoszeniem wyników olimpiady, wręczeniem dyplomów i nagród.
Po opisie wydarzeń w części kolonijnej sokolego obozu przejdziemy teraz do zrelacjonowania tych zajęć Polowej Drużyny Sokolej, w których nie uczestniczyły dzieci i młodzież z kolonii. Kilkunastu chłopców biwakowało nad Czarnym Dunajcem bez dostępu do prądu, ciepłej wody itp. Oprócz zabawy chłopcy mieli obowiązki związane z przygotowaniem posiłków, nocnymi wartami i patrolami wokół obozu.
Na kilka dni przed rozpoczęciem obozu na polance nad Czarnym Dunajcem pojawiła się grupa kwatermistrzowska, która ustawiła namioty i przygotowała najbardziej niezbędne urządzenia obozowe. Resztę wyposażenia wykonano już wspólnie w pierwszym dniu obozu. Kolejny dzień – to piesza wędrówka w góry, w pasmo Czerwonych Wierchów. Po górskiej wycieczce przyszedł czas na naukę musztry i zajęcia paintballowe, a następnie miały miejsce opisane już zawody i gra terenowa. Kolejne dni to zajęcia z survivalu, podczas których chłopcy uczyli się sztuki rozpalania ognia w polowych warunkach, przygotowania wyposażenia na trudne wyprawy. Chłopcy poszli też na kolejną górską wycieczkę; wspinali się po skałkach. Jednak najbardziej wyczekiwaną częścią obozu były treningi z Z. Patrzałkiem, jednym z twórców Polskiego Sytemu Walki Wręcz Haller, nazwanym tak od J. Hallera, twórcy Błękitnej Armii, ale też założyciela Polowych i Stałych Drużyn Sokolich. Trzy dni zajęć były bardzo owocne. Warto podkreślić, że instruktor PSWW Haller przeprowadził zajęcia dla grupy kolonijnej.
Oczywiście letni obóz lubelskiego Sokoła nie byłby kompletny, gdyby nie zadbano na nim o stronę duchową, a zatem oprócz niedzielnych mszy świętych, każdego dnia towarzyszyła Sokołom modlitwa na wieczornych i porannych apelach; odśpiewywano wówczas „Kiedy ranne wstają zorze”, „Apel jasnogórski”, zaś chłopcy z PDS śpiewali „Rotę” i „Bogurodzicę”. Modlitwa obecna była też przy posiłkach. Śpiew towarzyszył Polowej Drużynie Sokolej podczas codziennych zajęć i wycieczek, a w repertuarze chłopców znalazła się m.in. „Pieśń konfederatów barskich”. Wcześniej wspomnieliśmy o opowieści Żebrowskiego o żołnierzach podziemia niepodległościowego wygłoszonej przy ognisku. Wychowawcy przy różnych okazjach opowiadali młodym Sokołom o zasadach moralnych, jakimi powinni się kierować oraz o historii „Sokoła”. Młodzież miała również możliwość wysłuchania wykładu o tym, jak nie poddawać się manipulacjom.
Po powrocie do domu wielu rodziców przekazywało relacje swych pociech, które w kilka dni po obozie chciały wracać do „Sokoła” na wakacje. Po raz kolejny udało się pokazać, że dobra zabawa, to nie Owsiakowe „róbta, co chceta”, ale łączenie przyjemności wakacyjnego wypoczynku z obowiązkami oraz gotowością służenia bliźnim.
dh Piotr R. Mazur